Wiele osób zadaje mi to pytanie każdego dnia... Zegarek jest dla mnie czymś więcej niż tylko zwykłym przedmiotem codziennego użytku. Jest niemym świadkiem wielu historii z życia użytkownika, jego rodziny oraz znajomych. Spoglądając na zegarki, szczególnie te starsze, z lat 50-tych, których tarcze pokryte są patyną, wiele możemy dowiedzieć się o życiu, a czasem nawet sytuacji politycznej tamtych czasów. Doskonałym tego przykładem jest moja ulubiona marka zegarków, Pobieda, których nazwa sławi zwycięstwo ZSRR w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Jeśli chodzi o codzienne użytkowanie zegarka, to traktuję go z szacunkiem i dbam o niego jak mogę, aby starczył mi jak najdłużej.Zbieranie zegarków zawsze traktowałem bardzo sentymentalnie. Na początku zbierałem wszystkie czasomierze opatrzone napisem "Made in USSR", ale z czasem, kiedy moja kolekcja zaczęła się gwałtownie powiększać, ograniczyłem się do poszukiwania konkretnych modeli i wzorów oraz unikatów. Na pewno nie jestem uzależniony od kupowania nowych okazów, zależy co się trafia, czasem kupię 10 zegarków w miesiącu, czasem przez kilka miesięcy nie kupię nic.
Obecnie mój zbiór liczy ok.100 zegarków. Wiele z nich jest przeznaczona na części. Takich ładnych, odnowionych lub dobrze zachowanych, które można nosić mam ok.60, więc mam w czym wybierać każdego poranka.
Swoje zegarki przechowuję w drewnianej gablotce, którą własnoręcznie wykonałem. Zegarki w stanie NOS (z j. ang. New Old Stock – nowe ze starych zapasów) przechowuję w oryginalnych, fabrycznych pudełkach wraz z gwarancjami i paszportami co też widać na załączonych fotografiach. Zegarki, które noszę na co dzień przechowuję na ekspozytorach.
W mojej kolekcji wszystkie zegarki (z wyjątkiem tych przeznaczonych na części oraz wspominanych NOS) posiadają paski. Na zdjęciach nie wszystkie je mają, ponieważ fotografuję zegarki zaraz po zakupie, często przed dobraniem paska, przy którego zakupie unikam chińszczyzny. Wszystkie moje paski są produkcji radzieckiej oraz polskich rzemieślników i pochodzą ze starych zapasów z PRL-u. Ostatnio nawet udało mi się, przy pomocy znajomego z Białorusi sprowadzić kilka nieużywanych radzieckich złoconych (5 mikronów) bransolet, które idealnie komponują z 23 kamieniowymi Łuczami kaliber 2209.
Przy zakupie zegarka najwięcej uwagi skupiam na oryginalności i wizualnym stanie zachowania, ponieważ to najtrudniej zmienić. Drugorzędną sprawą jest stan techniczny (szczególnie obecność i stopień zachowania balansu, bo jego naprawa jest najdroższa). Jeśli chodzi o jakieś dodatkowe funkcje to na próżno szukać takich w radzieckich zegarkach, a zbieram tylko takie. Ich "udogodnienia" ograniczają się najczęściej tylko do datownika czy werku z automatycznym naciągiem.
Bardzo ważną sprawą przy zakupie zegarka jest dla mnie tarcza. Nie uznaję renowacji tarcz (bo w praktyce to namalowanie nowej tarczy na starym materiale), więc zwracam uwagę na stan jej zachowania. Zegarki zbieram seriami, których egzemplarze różnią się czasem tylko szczegółem cyferblatu. Bardzo dobrze ilustrują to Pobiedy z lat 50-tych, moje ulubione zegarki, które były równolegle produkowane w kilku fabrykach, a w każdej z nich stosowano inne, choć bardzo podobne wzory tarcz.
Kolejnym szczegółem na który zwracam uwagę przy zakupie czasomierza jest stan koperty. Wiele osób ma silnie żrący pot, który potrafi wyżreć w kopercie spore ubytki. Taki zegarek od razu klasyfikuję na części, ponieważ najczęściej jest bardzo zużyty i wygląda mało estetycznie. Podobnie ma się rzecz z kopertami złoconymi. Najwięcej uwagi należy poświęcić kopertom złotym, ponieważ takie, o ile były używane, często są bardzo porysowane oraz powyginane -radzieckie 14 karatowe złoto jest dosyć miękkie.
To prawda, w mojej kolekcji jest wiele unikatowych i ciekawych egzemplarzy. Zegarki zbiera się latami i rzadko zdarzają się ciekawe modele. Mam taką zasadę, że nigdy nie kupuję zegarka przez internet. Wyjątkiem były epizodyczne zakupy na znanym i cenionym przez kolekcjonerów forum zegarkowym.
Bardzo rzadko zaglądam też na bazarki, ponieważ handlarze bardzo często oszukują i czasem za zwykłego Poljota z lat 80-tych życzą sobie kilkaset zł...
W moim mieście, Gliwicach, mam wielu zaprzyjaźnionych zegarmistrzów i antykwariuszy, którzy po znajomości załatwiają mi ciekawe egzemplarze - za co ja staram się wspomagać ich hobby. Np. poszukuje im starych mebli, monet, żelazek i innych antyków, które oni akurat zbierają. I tak każdy komuś pomoże i nasze kolekcje się rozrastają.
Innym sposobem pozyskania zegarków było rozpowszechnienie mojej pasji między rodziną i znajomymi. Własnej od nich dostałem większość zegarków, Takie egzemplarze są dla mnie najcenniejsze, na zawsze pozostaną w mojej kolekcji i zawsze będą mi przypominać daną osobę...
Najciekawszym sposobem pozyskania zegarka była pewna wizyta u babci, kiedy siedząc na wersalce podczas uroczystości rodzinnej coś zabłysło mi między szczelinami materaca. Poprosiłem babcie o zgodę na rozłożenie nie ruszanej od 30 lat wersalki i mym oczom ukazała się zagubiona lata temu Pobieda z 1957 roku należąca do mojego dziadka. O dziwo zegarek ruszył!
Jako wieloletni kolekcjoner czuję się usatysfakcjonowany moją kolekcją, ale mam kilka zegarków na które poluje latami... Najbardziej zależy mi zwyczajnej Pobiedzie z lat 50-tych, ale z czarną tarczą. Z pozoru popularny zegarek jest teraz bardzo ciężko dostępny. Czasem się zdarzają, ale najczęściej barierą przed kupnem jest stosunek ceny do stanu, a z tym jest często kiepsko, ponieważ czarne tarcze z dodatkiem lumy często gorzej wytrzymywały próbę czasu.
Zegarek codziennie dobieram do stroju. Nigdy nie jest przypadkowy. W zależności od pogody i pory roku na moim nadgarstku królują zarówno stare Pobiedy, Poljoty, Rakiety, Wostoki jak i całkiem współcześnie i świeżo wyglądające Komandiry i Amfibie. Na co dzień najbardziej polubiłem tą Kamę z 1956 roku, której tarcza wręcz opowiada historię minionego wieku. Na niedzielę do odświętnego garnituru używał wspomnianego już złoconego Łucza.
Moim pierwszym zegarkiem, zresztą do dziś ulubionym, jest Zaria - prezent komunijny mojego taty. Pewnego dnia, kiedy miałem jeszcze kilka lat znalazłem na dnie szuflady w.w. Zarię i od razu mi się spodobała. Jako, że były to czasy kiedy zegarki radzieckie nie przedstawiały żadnej wartości materialnej, to rodzice dali mi ją do użytku. Miało to być rozwiązanie prowizoryczne ale...nosiłem ją ok. 10 lat i potem nie chciałem nawet słyszeć o zmianie zegarka, wiąże z nią bardzo dużo wspomnień. Nigdy mnie nie zawiodła, i do dziś wzbudza duże zainteresowanie dzięki swojej starodawnej stylistyce. I tak zrodziła się pasja do sowieckich zegarków. Potem dostawałem kolejne zegarki od babci i reszty rodziny a kolekcja się powiększała.
Do lektury wywiadu ze mną zapraszam na blog p. Achera "Z biegiem czasu":