Dziś na blogu przedstawiam ciekawy zegarek - nie tylko ze względu na stan zachowania i stopień oryginalności. Wiąże się z nim ciekawa historia.
Odkąd moja kolekcja osiągnęła naprawdę spore rozmiary, coraz rzadziej kupuję nowe egzemplarze. Jest to poniekąd skutek ciągle rosnących cen oraz wzrostu moich wymagań co do stanu czasomierze. Na szczęście jednak raz na czas coś udaje się jeszcze trafić. Tak było z opisanym Poljotem de luxe. Od jakiegoś czasu, kiedy widzę, że zegarek jest sprzedawany przez pierwszego właściciela - użytkownika lub jego spadkobierców, często pytam o historię danego egzemplarza. Myślę, że warto posiadać taką wiedzę na temat eksponatów swojej kolekcji, ponieważ to czyni ją bardziej atrakcyjną nadając jej swoistego charakteru oraz "duszy". Tak samo było w przypadku tego zakupu. Z pozoru zwykła aukcja na allegro, marne zdjęcia, marny opis i brak większego zainteresowania. Przeglądając ogłoszenie od razu zauważyłem okazję, która może się nie powtórzyć przez najbliższe miesiące. Moją uwagę zwrócił piękny Poljot de luxe z pierwszej serii, w bardzo dobrym stanie zachowania... i co najważniejsze z oryginalną tarczą oraz mechanizmem z Pierwszej Moskiewskiej Fabryki Zegarów. Do tego koperta złocona Au20 w idealnym stanie. Posiadając drobne oszczędności zdecydowałem, że za wszelką cenę będzie mój. Byłem pewien, że osiągnie pułap minimum 300zł, bowiem tyle kosztują obecnie takie egzemplarze... lecz tutaj skończyło się na dużo niższej kwocie. Po dopełnieniu formalności, za dwa dni zegarek był u mnie. Od razu odezwałem się do sprzedającego z prośbą wyjawienia historii mojego nowego nabytku.
Okazało się, że sprzedającym był wnuk użytkownika Poljota. Słowo "użytkownik" a nie "pierwszy właściciel" użyłem celowo, gdyż należy podkreślić, że wspomniany ś.p. dziadek nie zakupił de luxa u Jubilera lub w innym sklepie zajmującym się sprzedażą tego typu asortymentu. Pamiętać także warto, że Poljot na werku 2209 kosztował wtedy 1600zł co stanowiło równowartość Atlantica z przemytu. Wracając do tego konkretnego egzemplarza, garniturowca najprawdopodobniej otrzymał sowiecki dostojnik stacjonujący w latach 60-tych w bazy w Legnicy. Jak się później okazało, dziadek sprzedającego był kolejarzem, który często handlował ze stacjonującymi Rosjanami i w ten sposób wszedł w posiadanie tego pięknego czasomierza. W tym miejscu można by przytoczyć liczne opowieści o zakładach, grach w karty i różnych innych sytuacjach, kiedy to można było okazyjnie wejść w posiadanie ciekawego przedmiotu zza Buga.
Prezentowany czasomierz powstał w latach 60-tych w Pierwszej Moskiewskiej Fabryce Zegarów im. Siergieja Kirowa, której historia rozpoczęła się w 1929 roku, kiedy rząd sowiecki wydał dekret o budowie zakładów w ramie pierwszej pięciolatki. W nowej fabryce rozpoczęto produkcję zegarków kieszonkowych oraz wojskowych. W latach 1930-40 wytworzono 2400000 sztuk czasomierzy. Moskiewski zakład był pierwszą tak dużą fabryką zegarów w ZSRR. Wcześniej radziecka branża zegarkowa obejmowała szereg małych zakładów, w których produkcja czasomierzy miała charakter manufakturowy. W 1935 roku zakład nazwano na cześć działacza partyjnego - S.M. Kirowa. W czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej fabrykę ewakuowano do Złotoust (obwód czelabiński). W 1942 ponownie otwarto ją w Moskwie. W latach 1946-1960 produkowano równoczesne z Czystopolską Fabryką Zegarów słynące z wytrzymałości zegarki "Pobieda". Od początku lat 60-tych większość produktów moskiewskich zakładów nosiło nazwę Poljot, czyli lot. Inspiracją nazwy, podobnie jak w Czystopolskich zakładach, były loty w kosmos.
|
fot. Wojciech Tymkiewicz |
|
fot. Wojciech Tymkiewicz |
|
fot. Wojciech Tymkiewicz |
|
fot. Wojciech Tymkiewicz |
|
fot. Wojciech Tymkiewicz |
|
fot. Wojciech Tymkiewicz |
|
fot. Wojciech Tymkiewicz |
|
fot. Wojciech Tymkiewicz |