Kirowskie

sobota, 7 grudnia 2013

Sentymentalna Rakieta

Dziś na blogu przedstawiam Rakietę z końca lat 70-tych, pierwszy zegarek w mojej kolekcji. Z zegarkiem jest związana ciekawa historia...

Cała historia toczy się kilkanaście lat temu w mroźne grudniowe popołudnie, wtedy, gdy moją pasją było jeszcze modelarstwo a do zegarka radzieckigo noszonego na codzień nie przywiązywałem większej wagi.

Jak co niedziele obudziłem  się, zjadłem śniadanie, ubrałem sie odświętnie i udałem sie do kościoła. Dzień zapowiadał się jak każdy, lecz nie wiedziałem jeszcze co mnie czeka.
Po powrocie z kościoła wraz z bliskimi zjadłem uroczysty, smaczny obiad i już wybierałem się na popołudniową drzemkę, gdy usłyszałem dźwięczny dzwonek starego aparatu telefonicznego marki "Bratek" a w nim ciepły głos babci, która zaprosiła nas na popołudniową kawę. Bardzo sie ucieszyłem i już po chwili wraz z bliskimi byłem w drodze na przystanek tramwajowy.

Bardzo sentymentalnie wspominam te tramwaje... marki Konstal N
fot. Wojciech Tymkiewicz
Wsiedliśmy do starodawnego, stylowo skrzypiącego wagonika tramwajowego, zadzwonił dzwonek, szarpnęło i odjechaliśmy. Po kilkunastu minutach podrózy byliśmy juz u babci. Na pozór zwyczajna wizyta kryła w sobie coś tajemniczego. Po miłych pogawędkach i smacznym poczęstunku babcia wyciągnęła ze starego kuchennego kredensu tajemniczą szkatułkę. Z wierzchu zmęczone życiem pudełeczko kryło w sobie coś co zmieniło może późniejsze życie. Spośród wielu starych zdjęć, medali i innych bliżej nieokreślonych przedmiotów wyłoniła się piękna Rakieta na werku 2609HA będąca niegdyś własnością mojego dziadka.

fot. Wojciech Tymkiewicz
Tajemniczy czasomierz był już spisany na straty... babcia chciała się go pozbyć. Stanowczo temu zaprotestowałem i postanowiłem przygarnąć zegarek. Rakieta wymagała naprawy i wizyty bliskiego stopnia z zegarmistrzem. Naszczęście niezniechęciłem sie i postanowiłem przywrócić mu dawny blask. Z relacji fachowca wiem, że w mechanizmie była prawie pełna łyżeczka cementu i bliżej nieokreślonego brudu. Zdziwiony zapytał: "Co Pan z nim robił?!" Ja jednak grzecznie wyjaśniłem, iż czasomierz należał do mojego dziadka pracującego niegdyś na budowie. Stąd taki stan techniczny zegarka.

Podsumowując, takie zegarki są dla mnie najcenniejsze, bo mimo tego, że nie posiadają wartości materialnej, mają dla mnie duże znaczenie sentymentalne. I Wy drodzy czytelnicy popytajcie swoich bliskich, bo może w czeluściach ich kredensów kryją się zegarkowe rarytasy...

Obecny stan zegarka to zasługa moja oraz mojego zegarmistrza, p. Piotra.
fot. Wojciech Tymkiewicz












1 komentarz:

  1. W pełni rozumiem fascynację takimi pamiątkami. Przypomina mi się Ziom mojego ś.p. wujka - ojca chrzestnego. Kiedyś gdzieś go tam wyciągnąłem z szuflady i przygarnąłem. To zwykły pospolity zegarek z lat 80-tych, a jednak przez to, że właśnie należał do bliskiej mi osoby, jest dla mnie bardzo wartościowy. Ostatnio nawet wpadł mi w ręce podobny i będę chciał przeszczepić z niego sekundnik i szkiełko ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń