Przez dekady PRL-u rzecz tak powszechna
jak dziś smartfony, w latach 90-tych zapomniany na rzecz zachodnich, elektronicznych czasomierzy, dziś przeżywa swój renesans.
Zaraz po wojnie oraz na początku lat 50-tych ludzie
przywiązywali do zegarka bardzo dużą wartość zarówno materialną jak i
sentymentalną, ponieważ w tamtych realiach czasomierze służyły wielu pokoleniom.
Były to zazwyczaj srebrne lub złote zegarki kieszonkowe noszone tylko od święta, stanowiące znaczącą lokatę kapitału.
Typowa, srebrna kieszonka z przełomu XIX i XX wieku. fot. Wojciech Tymkiewicz |
Po tym zegarku widać upływ czasu, jednak nie chcę go na razie remontować, ponieważ uważam, że patyna dodaje mu tylko uroku... fot. Wojciech Tymkiewicz |
Sytuacja zmienia się diametralnie na początku lat 50-tych.
Wtedy zegarki zaczęły stawać się coraz powszechniejsze i coraz łatwiej dostępne dla przeciętnego
człowieka. Były to jednak zegarki tylko
z zza wschodniej granicy, bowiem handel zachodnimi produktami w oficjalnych
placówkach był zakazany. Jedynymi „importerami” szwajcarskich zegarków byli
funkcjonariusze ORMO, którzy za przyzwoleniem władz przemycali czasomierze .
Najpopularniejsze jednak były wtedy radzieckie. Pobiedy, Kamy, Moskwy,
Kirowskie itp. gościły na prawie każdym męskim nadgarstku.
Typowa Kama z lat 1957 roku. Sądząc poi czarnej tarczy, być może ma za sobą przeszłość wojskową... fot. Wojciech Tymkiewicz |
Wbrew pozorom
radzieckie czasomierze nie były tanie, gdyż na ich zakup było trzeba
przeznaczyć co najmniej całą jedną
wypłatę. Można uważać, że te zegarki są nudne, lecz w tamtych czasach
odpowiadały najnowszym światowym trendom, produkowano je w oparciu o podobne
części aby nie było problemu z ich naprawą, lecz istniało wiele wersji
stylistycznych. Dlatego dziś jest to bardzo wdzięczny temat kolekcjonerski.
Sytuacja nie wiele zmieniła się w latach 60-tych i 70-tych.
Wprawdzie powstało wiele nowych modeli czasomierzy, lecz ich rola w życiu
przeciętnego człowieka się nie zmieniła. Nadal towarzyszył przy pracy,
wypoczynku i był niemym świadkiem historii zarówno jednostki jak i całego narodu.
Po zegarku można wiele dowiedzieć się o poprzednim właścicielu. Można też
domniemywać kim był z zawodu. Na tarczach „zmęczonych” zegarków wielokrotnie
możemy dostrzec ślady pyłu węglowego lub wilgoć. Czasem tarcza jest wręcz
wypalona od słońca. Możemy wtedy podejrzewać, że właścicielem był pracownik
fizyczny, robotnik. Zegarki radzieckie
często służyły w celach propagandowych. Na ich tarczach upamiętniano ważne
rocznice, bohaterów Związku Radzieckiego, loty w kosmos, imprezy sportowe i
wiele innych.
Ciekawa Rakieta upamiętniająca Puchar Świata w pięcioboju nowoczesnym w Leningradzie na przełomie lat 80-90-tych. fot. Wojciech Tymkiewicz |
Wtedy zegarek był produkowany z myślą o użytkowaniu go przez całe
życie… i tak niejednokrotnie się dzieje. Często możemy dostrzec starszych panów
mających na nadgarstku stare, wysłużone, lecz ciągle sprawne Poljoty, Wostoki,
Sławy itp. Pobiedy z lat 50-tych na rękach pierwszych właścicieli są już
rzadkością, lecz znam osobiście pewnego miłego pana, który przez cale życie
użytkuje Pobiedę z 1956 roku – swój prezent komunijny.
Sytuacja i status społeczny zegarka radzieckiego zmienił się diametralnie w latach 90-tych. Wtedy do Polski zaczęły napływać zachodnie
elektroniczne zegarki. „Ruskije czasy” odeszły do lamusa i były przez lata
wyśmiewane. Wiele ciekawych egzemplarzy poszło na przetop, gdyż były wyposażone
w złocone koperty. Zegarek z kopertą wykonaną z różowego, radzieckiego złota
próby 585 też jest już rzadkością,
ponieważ takowe również przetapiano, choć wartość złota była wtedy
niska. Jeszcze 10 lat temu złotego Poljota można było kupić za 600zł, a dziś
jego cena może wynosić nawet 2000zł a to jest cena samego złota, nie licząc
wartości kolekcjonerskiej i historycznej.
Teraz zegarki radzieckie wartościowo doganiają czasomierze
szwajcarskie. Są coraz chętniej zbierane i ich ceny rosną. Atrakcyjności dodaje im fakt, że pochodzą z nieistniejącego już państwa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz